Dwór w Jaszczurowej – perełka Wadowickiej Ziemi z burzliwą historią
Przetrwał wojenne zawieruchy, pokonał widmo zalania i wyszedł cało po przeobrażeniu w Dom Dziecka. Uff, wydaje się, że teraz może być tylko z górki. Tym bardziej, że Dwór w Jaszczurowej, bo o nim mowa, po kilkunastu latach batalii w końcu wrócił w ręce swoich prawowitych właścicieli, rodziny Thetschlów. A ci pewnie będą ściskać ten skarb mocno, w końcu dwór jest prawdziwą perełką nie tylko w niewielkiej Jaszczurowej*, ale całej Wadowickiej Ziemi.
Dniem i nocą tętni tutaj życiem: roześmianym, pogodnym, zwyczajnym. Służba trzepie kołdry i szoruje dywany. Najemni chłopi, pod czujnym okiem Heleny – żony właściciela majątku, doglądają zwierząt w folwarku. Zewsząd słychać chichot córek gospodarzy i towarzyszących im oficerów, przerywany od czasu do czasu trzeszczeniem drewnianych rur, doprowadzających źródlaną wodę do produkcji piwa.
Wszystkiemu przygląda się 400-letni dąb. Choć nie mówi zbyt wiele, ot od czasu do czasu zaszumi swoją koroną, on wie najwięcej i ze starannością kolekcjonuje wszystkie tajemnice; rejestruje każdego kawalerzystę przyjeżdżającego podziwiać jaszczurowskie konie i zna wszystkie uśmiechy Heleny Thetschlowej, która z nagrodą i dyplomem pod pachą wracała do domu po światowych wystawach krów. Ech, co to było za życie!
Dzisiaj, ponad 500-letni, poszarpany przez burze i pioruny ten sam dąb, dumny pomnik przyrody, czuje silną więź z dworem, podobnie jak i on mocno naznaczonym przez historię. Zamiast słynnych na całą okolicę stajni i stodół widzi taflę wody na zaporze w Świnnej Porębie, zamiast browaru i karczmy – krzaki, a w miejscu gabinetu i biblioteki pana Thetschla – płaty złuszczającej się farby i pomieszczenie, w którym cisza jest przerywana jedynie świstem wiatru przez szpary w nieszczelnych oknach. Tak, dąb wie wiele i w końcu nadeszła chwila, by podzielił się swoją historią.
Thetschlowie pojawiają się w Jaszczurowej w 1879 roku. Nie do końca wiadomo skąd pochodzą. Jedni mówią, że uciekli z Anglii, gnębieni przez anglikanów, inni, że zadomowili się tutaj przez przypadek, przyjeżdżając z Galicji w interesach. Najstarsi okoliczni mieszkańcy pamiętają przekazywane od swoich dziadków wieści, że Franz, ten sam który nabył dwór, to Austriak, który jeszcze niedawno był współwłaścicielem rodzinnej fabryki sukna w Białej (dzisiejsza Bielsko-Biała). Po jej sprzedaży kupuje leżący na granicy Jaszczurowej i Mucharza dwór. Przy okazji przejmuje browar, folwark, karczmę, stodoły i park – części majątku.
W Jaszczurowej nastaje epoka Thetschlów. Małżeństwo unowocześnia gospodarstwo. Oczkiem w głowie Franza jest browar – przebudowuje go i tworzy specjalną konstrukcję, która doprowadza źródlaną wodę do produkcji piwa. Z majątkiem szczególnie związana jest żona Franza – Helena Thetschlowa, która skupia się na hodowli rasowych krów i koni. O jej zaradności głośno jest w całej okolicy! Nie tylko pomaga okolicznym kobietom przy porodach, ale też przebudowuje dwór i dodaje do niego mansardę z wieżyczką. W miejscu starego budynku tworzy pensjonat.
W kolejnym pokoleniu prym w Jaszczurowej nadal wiedzie kobieta. Kiedy już Franza i Heleny nie ma na tym świecie, dwór przechodzi w ręce Franciszka, ich najstarszego syna. Żona jego Maria depcze teściowej po piętach pod względem uporu i inicjatywy. Rodzi pięcioro dzieci: Mariannę (Dzinę), Aleksandrę (Olgę), Irenę (Lutę), Zofię i syna Jerzego.
Życie w Jaszczurowej toczy się własnym torem. Jest tu wszystko, co potrzeba dla spokoju ducha, pracy, rozrywki i rekreacji. Tym ostatnim wyjątkowo chętnie poddają się wszyscy Thetschlowie. W czasie, kiedy Maria rozbudowuje pensjonat i oddaje dla gości trzydzieści pokoi, kwitnie turystyka nad Skawą. Letników długo nie trzeba namawiać na spędzanie lata przy dworze, w końcu mają tutaj wszystko, czego do wypoczynku dusza zapragnie – kręgielnię, korty tenisowe, sześć hektarów parku z alejkami, a nawet muszlę ze strzelnicą. Ciepłe popołudnia upływają wczasowiczom na kąpielach w Skawie. Wieczory – na przyjęciach i potańcówkach urządzanych we dworze. Przyjeżdżają tutaj nawet w zimie. Zjazdy na nartach, polowania, imprezy sylwestrowe i gry w karty – w Jaszczurowej nawet w zimie nikt nie może się nudzić! Nic więc dziwnego, że w tak towarzyskim środowisku kwitnie nie jedno małżeństwo i zawierane są przyjaźnie na całe życie.
Idyllę przerywa wojna. Thetschlowie nie mają już czego szukać przy swoim dworze. Jest jeszcze szansa na pozostanie w majątku, pod warunkiem że Franciszek podpisze volkslistę. Tej jednak nawet na oczy nie chce widzieć, dlatego Thetschlom grozi kara śmierci. Jakby tego było mało, Jurek, najmłodszy syn Marii, ucieka z niewoli niemieckiej i do końca wojny ukrywa się na trefnych dokumentach.
Z pomocą przychodzi chłopak, który przed wojną opiekował się sadem. Pochodzi z Marcówki, wsi położonej piętnaście kilometrów od Jaszczurowej. Dzięki niemu rodzina Thetschlów znajduje schronienie na czas wojennej zawieruchy. Nie są to łatwe czasy również dla dworu, który zajmują Niemcy. Jaszczurowa staje się letniskiem dla Hitlerjugend, a po nich przychodzą Ruscy. Każdy z nich, wyjeżdżając, wywozi ze sobą cząstkę dworu. I to dosłownie – obrazy, srebro, lampy – im bardziej wartościowa rzecz, tym większą może być pamiątką.
Po wojnie Thetschlowie odzyskują majątek, po czym przychodzi wywłaszczenie i znowu go tracą. Intruzi szabrują dwór – rozrywają kanapy i fotele, odrywają tynki ze ścian. Kto wie, może jedno z tych miejsc skrywa skarb, który zostawili Thetschlowie, w pośpiechu opuszczając dwór?!
Rodzina Thetschlów musi wyjechać na ziemie odzyskane. Zgodnie z ówczesnym prawem, właściciele ziemscy nie mogą mieszkać w województwie, na którego terenie utracili ziemie. Kilka lat po ich wyjeździe we dworze powstaje posterunek policji, później dom dziecka. Thetschlowie nie chcą na to patrzeć. Pani Maria z Franciszkiem zostaje w Zembrzycach, gdzie piecze ciasta i zawozi je do krakowskiego teatru. Z tego żyje. Jakiś czas później do rodziny dociera tragiczna wiadomość: zginął Jurek. W Gdańsku, kiedy ratował tonącą kobietę. Niewiele czasu mija od tego wydarzenia, a kolejne nieszczęście spotyka Thetschlów: pani Maria seniorka ginie w wypadku samochodowym, kierowca potrąca ją na przejściu dla pieszych.
To nie koniec historii sagi Thetschlów z Jaszczurowej. Nadchodzi kolejny etap. W 2007 roku Maria Thetschel-Zgud, wnuczka ostatniego właściciela majątku, odzyskuje pałac i część przylegających do niego terenów. Ratuje dwór przed zalaniem i krok po kroku odnawia budynek. Dzisiaj już nie musi sama walczyć o pałac – u swego boku ma Fundację im. Rodziny Thetschlów i wielu miłośników zabytków.
Stary dąb tymczasem stoi i obserwuje burzliwe losy dworu. Dziwi się, jak to możliwe, że od 500 lat tak wiele wydarzyło się w naszej historii, a dwór ciągle stoi, remontowany i burzony na przemian. Napawa go to nadzieją, że po latach niszczenia, teraz idzie ku dobremu i niedługo zobaczymy pałac w swej pełnej okazałości. I znowu goście będą w pałacu, i polowania, i gra w tenisa! A dąb, jak to dąb, zaszumi swoją rozłożystą koroną i dopisze kolejne karty w swoim pamiętniku.
*Jaszczurowa – wieś w województwie małopolskim. Pierwsze informacje o Jaszczurowej pochodzą z 1389 roku, a wzmianki o dworze pojawiają się na początku XVII wieku.
Źródła:
www.dnidziedzictwa.pl
www.fundacjajaszczurowa.pl
B. Sadurska, W ruchu, wyd. Małopolski Instytut Kultury w Krakowie, 2021
Byłem tam dwa razy na koloniach letnich ,pamiętam dyrektora Domu dziecka ,który prowadził tam modelarnię.Mieszkaliśmy w oficynie.Za ogrodzeniem była wytwórnia „jaboli”.Czasami ostro cuchnęło.Chodziliśmy na Leskowiec, kompaliśmy się w Skawie.Byliśmy w muzeum Zegadłowicza w Gorzeniu.Pierwszy raz w życiu wizdziałem powódż,kiedy maleńki potok Jaszczurówka porwał dwa betonowe mosty i szklarnię.Widzieliśmy to z okna naszej sali trochę przerażeni.Z sentymentem wspominam tamten czas.
’
Czy te kolonie letnie organizowała firma państwowa budowlana z Warszawy mówię o roku 1968 – 1970?
Mieszkałam z rodziną w domu na terenie domu dziecka.
Taj właśnie było , byłem tu w roku 1969 organizatorem kolonni był Kombinat Budownictwa Miejskiego
Też byłem tam na koloni letniej prawdopodobnie był to 1970 rok
Ja też byłem tu na koloniach letnich w roku kiedy była powódź, pamiętam jak w nocy woda zniszczyła most , słychać było ogromny huk .. Pamiętam również że ewakuowano do Jaszczurowa inną kolonie , spaliśmy po 2 osoby na łóżku… Wracaliśmy pociągiem, pamiętam że rodzice odbierali nas w kinie Przodownik …
Taj właśnie było , byłem tu w roku 1969 organizatorem kolonni był Kombinat Budownictwa Miejskiego