Fenomen wystaw immersyjnych – tandetna moda czy przyszłość sztuki?
Niedawno pytałam Was w krótkiej ankiecie o to, czy wolicie brać udział w wystawach tradycyjnych, czy jednak czujecie większą ekscytację podczas odwiedzin projekcji naszpikowanych technologią i multimediami. Zdecydowana większość wybrała tradycyjne wystawy, co mnie odrobinę zszokowało. O ile zgadzam się z tym, że emocje towarzyszące podziwianiu oryginalnego dzieła trudno porównać do oglądania jego cyfrowej kopii, o tyle uważam, że możliwość wniknięcia w głąb obrazu dzięki multisensorycznej wystawie, może okazać się bardzo ciekawym doświadczeniem. Nie wierzycie? Postaram się dzisiaj odkryć sekret wystaw immersyjnych 😉
W ostatnich latach wystawy immersyjne stają się coraz bardziej popularne – ten obserwowany na całym świecie trend zawitał także do Polski. W samym Krakowie jednocześnie odbywa się multisensoryczna wystawa poświęcona twórczości Van Gogha i Kaplicy Sykstyńskiej. Organizatorzy pierwszej z nich chwalą się, że ekspozycja odnotowała wielki sukces m.in. w Los Angeles, Nowym Yorku i Berlinie, i zobaczyły ją setki tysięcy osób. Ba, nawet oglądała i zachwycała się nią Emily w netfliksowym serialu „Emily w Paryżu” 😉
Immersyjne, czyli jakie?
Immersja nie jest niczym nowym dla twórców od dawna wymyślających angażujące gry video, jednak w świecie sztuki nadal jest postrzegana jako innowacja. Technologia ta pozwala „przenieść się” do świata wykreowanego przez artystę za pomocą różnych zmysłów: słuchu, dotyku, wzroku, a nawet węchu. Dzięki temu uczestnik wystawy nie jest bierny, jak ma to miejsce w tradycyjnych muzeach – może nie tylko spacerować pomiędzy eksponatami i przyglądać się im, ale doświadcza ich niejako całym sobą, a nawet angażuje się w proces twórczy.
Dużą rolę w wystawach immersyjnych odgrywają nowoczesne technologie i metawersum, rozumiany jako wirtualny świata pozwalający użytkownikom na różne doznania, a nawet wchodzenie w interakcje z innymi użytkownikami online. Ten równoległy świat spaja ze sobą elementy rzeczywistości wirtualnej (VR), rozszerzonej (AR), gier online i mediów społecznościowych.
Podczas multisensorycznej wystawy poświęconej Van Goghowi organizatorzy zachęcają do założenia okularów VR, które przenoszą nas do niezwykłej przestrzeni stworzonej z wielu obrazów artysty. Rozkoszując się dźwiękami przyjemnej muzyki, płyniemy łódką przez świat zainspirowany „Gwiaździstą nocą” – obserwujemy przy tym rozświetlone niebo i słuchamy plusku wód Rodanu. Przyglądamy się też kwitnącym w Saint-Remy irysom, odwiedzamy sypialnię Van Gogha w Arles i wchodzimy do wnętrza kawiarni z dzieła „Taras kawiarni w nocy”. Niesamowite, prawda?
Vincent van Gogh „Gwiaździsta noc nad Rodanem” | 1888, Musée d’Orsay
To wszystko nie byłoby możliwe, gdybyśmy przyglądali się jedynie wiszącemu na ścianie obrazowi bądź jego kopii. Zresztą, usta uczestników wystawy z wielkimi okularami na głowach, układające się w wielkie „WOOW” mówiły same za siebie.
Van Gogh Multi-Sensory Exhibition, źródło: www.wystawavangogh.pl
Monet pod namiotem
Wystawy immersyjne są dość łatwe w montażu. W zasadzie wystarczy do tego pusta przestrzeń – nawet nie musi to być miejsce kojarzone z kulturą, wystarczy duży hangar, namiot lub… stadion. Oczywiście wcześniej organizatorzy muszą zadbać o szczegółowe fotografie dzieła w dużej rozdzielności (podczas przygotowań wystawy „Kaplica Sykstyńska. Dziedzictwo” fotografowie wykonali 270 tys. zdjęć!), przygotowanie materiałów do emisji itd. Kiedy już ten etap będą mieć za sobą, mogą jeździć z wystawą w zasadzie po całym świecie.
Atrakcyjna forma wystaw immersyjnych sprawia, że przyciągają one coraz więcej spragnionych doświadczania uczestników. Wśród nich dużą grupę stanowią nastolatki, które podczas zwiedzania mogą zrobić ciekawy filmik na TikToka, przeżyć nową przygodę w metawersie i wejść w interakcję z awatarami w nowej rzeczywistości – to prawdziwa gratka dla osób z generacji Z!
Organizatorzy zacierają ręce z zadowolenia – darmowe zasięgi rosną i przyciągają kolejne spragnione artystycznych doświadczeń osoby. W obliczu rosnącej popularności wystaw immersyjnych, ich twórcy nie mają więc powodu, dla którego mieliby obniżyć cenę zwiedzania. Bilet w kwocie 60-70 zł od osoby za średnio półtorej godziny eksplorowania to standard w przypadku nowoczesnych wystaw. Dla porównania, w warszawskiej Zachęcie za zwiedzanie zapłacimy 20 zł, a za bilet normalny na wystawę stałą w krakowskim Muzeum Narodowym 35 zł.
Immersyjna wystawa poświęcona Gustavowi Klimtowi we Wrocławiu, źródło: www.wystawaklimt.pl
Sztuka dla każdego
Nie od dziś wiadomo, że to, co prowokuje, angażuje i pobudza – przyciąga i budzi fascynację. Jeśli dodamy do tego osiągnięcie niemożliwego, czyli „wejście” w sztukę i dotknięcie jej niemal każdym możliwym zmysłem, być może odkryjemy przepis na popularność multisensorycznych wystaw. Kto nie chciałby „dotknąć” sztuki?
Immersję wykorzystują nie tylko muzea skupiające się na sztuce, ale też centra zajmujące się edukacją. Nowoczesne Science Experiences w Paryżu umożliwia dzieciakom zdobywanie wiedzy w różnych obszarach poprzez rozrywkę, wykorzystując przy tym takie techniki jak mapowanie video, wirtualną i rozszerzoną rzeczywistość czy prezentacje wielozmysłowe. Źródło: www.science-experiences.com.
Wielu obserwatorów świata artystycznego prognozuje, że właśnie tak będzie wyglądała przyszłość sztuki. Zamiast oglądać zawieszone na ścianach obrazy w anachronicznym muzeum, sztuka będzie przenosić nas do równoległych światów i błyskać do nas milionami świateł, zupełnie jak w mainstreamowym Disneylandzie.
Dzięki temu dzieci już od najmłodszych lat będą mogły rozpoznać najpopularniejszych artystów i rozwinąć wyobraźnię. Dla ich boomersowych rodziców i dziadków pozostaną lekko zepchnięte na margines „tradycyjne” muzea, które niczym studyjne kina, dorobią się alternatywnej łatki. Dużo będzie więc (jak zawsze) zależało od starszego pokolenia i tego, na ile jego przedstawicielom uda się zachęcić swoje pociechy do poznawania historii konwencjonalną, znajomą im drogą.
Czy więc już teraz trzeba martwić się o to, że rośnie nam pokolenie oporne na cichą kontemplację dzieł sztuki, czy raczej pozostaje mieć nadzieję, że upodobania kształtujące się poza popularnym nurtem są początkiem prawdziwej Sztuki?
Dajcie znać, jakie jest Wasze zdanie na ten temat 🙂
Podoba mi się formuła felietonowa tekstu. We wszystkim trzeba znaleźć umiar i tzw. złoty środek, nie wszystkie nowe rozwiązania są od razu złe. Oczywiście jak zawsze dużo zależy od rodziców i tego, jak będą wychowywać swoje dzieci. Na mainstreamie daleko nie polecą 😉
Zdecydowanie tandetna moda :((( Aż żal patrzyć na takie wystawy, które odzierają sztukę z tego, co w niej najwazniejsze, czyli tajemniczosci, cichego rozmyślania i pewnej formy medytacji…