Felicja Curyło z Zalipia – pierwsza dama polskiej sztuki ludowej
Zalipie zawdzięcza jej drogę, szkołę i pocztę. Zakłada Dom Malarek, maluje bawialnię na statku „Batory”, a Cyrankiewicza przekonuje do podłączenia prądu. Niektórzy wierzą, że zalipiańskie kwiaty wymyśliła sama. Dzisiaj mówi się o niej: kobieta-legenda, a turyści z drugiego końca Polski przyjeżdżają oglądać jej kafelki i talerze. Felicja Curyło – malarka i gwiazda sztuki ludowej, dzięki której o niespełna tysięcznej miejscowości zrobiło się głośno na całym świecie.
fot. 1 Chata przed Domem Malarek w Zalipiu, fot. Wikipedia
Około trzydzieści kilometrów od Tarnowa. Miasteczko jak z bajki. Byłoby tutaj całkiem zwyczajnie, jak w tysiącach polskich wsi, gdyby nie kwiaty, które wychodzą w tej niezwykłej miejscowości z każdego zakamarka. Zdobi się tu niemal wszystko – domy, stodoły, ławki i budy dla psów; wymalowany jest nawet kościół. Nie na każdej chacie są jednak kwiaty. Wymalowane domy są rozproszone po całej wiosce – dlatego wiele osób poleca Zalipie jako miejsce idealne na długie spacery. A jakże – drugiej takiej miejscowości nie ma w całej Polsce!
Jak każde niezwykłe miejsce, także Zalipie ma swoją dumę. Jest nią Felicja Curyło, legenda polskiej etnografii i wojowniczka Zalipia, która całe swoje życie poświęciła malowaniu.
Sufit w białe plamki
Wszystko zaczyna się podobno w 1913 roku, kiedy Felicja ma 10 lat. Rodzice zniknęli z domu, wzięli bryczkę z końmi i pojechali na targ do Tarnowa. Dziewczynka jedną ręką sięga po taboret, do drugiej bierze postrzępiony brzozowy patyk i maluje sufit w białe plamki. Pewnie podpatrzyła to u swoich sąsiadek, bo technika malowania pociemniałych od sadzy ścian w białe kleksy jest znana w Zalipiu od dawna. Na sztuce nie zna się jednak jej ojciec, który po powrocie z targu sprawia córce lanie. Zawzięta dziewczynka postanawia, być może na przekór ojcu, że kwiatów w jej domu będzie jeszcze więcej. A kto wie, może nawet zamaluje nimi całą wieś?
Ojciec Felicji jest cieślą. Powodzi mu się na tyle, że stać go na duży dom, a jego rodzina nie uchodzi za ubogą. Córkę stolarza Wojtyto od dziecka ciągnęło do malowania. Oprócz ozdobienia sufitu, jako nastolatka maluje dywany. Podobno przez kilka lat mieszka w Krakowie, choć do końca nie jest jasne co tam robi i czym się zajmuje.
Samodzielność i morze kwiatów
Początek lat 30. XX wieku przynosi Felicji odmianę losu. Wychodzi za mąż i usamodzielnia się.
O jej wybranku mówi się na wsi „spokojny, dobry chłopak”, którego największą radością jest wyjazd na targ. Kiedy on zajmuje się gospodarstwem, ona dogląda domu i maluje. Chociaż jak na mężatkę przystało, na głowie nosi chustkę, w związku ma spodnie. To ona ma wiodące zdanie w domu.
fot. 2 Felicja Curyłowa, fot. R. Reinfuss
fot. 3 Felicja Curyłowa, Maria Wojtyto i Wanda, wnuczka Felicji na targach w Krakowie, arch. W. Raci
Przed wojną Curyłowie budują dom i stodołę. Niedługo potem Felicja ozdabia je kwiatami i przygotowuje się do udziału w konkursie na najpiękniejszą zagrodę „Malowana chata”. Odtąd przez wiele lat będzie zajmowała pierwsze miejsca.
Królowa kwiatów może być tylko jedna
W 1905 roku w magazynie „Lud” ukazuje się artykuł o zalipiańskich malowidłach. Jego autorem jest Władysław Hickel, urzędnik i odkrywca malarek, który kolorowe wzory podpatrzył na makatce u wynajmującego u niego pokój chłopaka. Moda na wszystko, co ludowe, udziela się Hickelowi. Na tej fali opisuje w artykule nieznaną enklawę sztuki ludowej i wymienia nazwiska kilku malarek, a wśród nich Curyłową, prawdopodobnie daleką krewną Felicji.
fot. 4-7 Wnętrze domu Felicji Curyłowej, 2020, fot. SzlakiSztuki.pl
Felicja Curyło, najbardziej znana malarka z Zalipia, rozsławia całą wieś. To do jej domu w latach ’50 przyjeżdżają autokary turystów z partyjnymi dostojnikami na czele. Dzięki niej powstaje Dom Malarek, który do dzisiaj skupia wokół siebie okoliczne artystki i jest centrum kulturalnym wsi. Wcześniej zakłada „Wieś tworzącą” – stowarzyszenie zrzeszające malarki, którym rządzi twardą ręką. Ma pieczątkę i jest prezeską.
Z czasem maluje coraz więcej. Korzysta ze swoich pięciu minut. Razem z kobietami z Zalipia tworzą malowidła dla Fabryki Fajansu we Włocławku, malują sufity w restauracjach. W końcu jadą na Wybrzeże i dekorują bawialnię w transatlantyku „Batory”. Felicja błyszczy na tle artystek polskiej sztuki ludowej i jak na prawdziwą gwiazdę przystało, jest zazdrosna o swoją twórczość. Protestuje, kiedy profesjonalni artyści zdobią kwiatami Pałac Kultury i Nauki w Warszawie. Królowa kwiatów może być tylko jedna.
fot. 8-12, Artystki ludowe z Zalipia podczas malowania, 1976, fot. NAC, Archiwum Grażyny Rutowskiej
Kobieta walcząca i Cyrankiewicz
Mieszkańcy Zalipia zawdzięczają Felicji nie tylko słynne motywy kwiatowe. Ona, jak na prawdziwą liderkę przystało, walczy o swoją wieś. Ta zawdzięcza jej nową drogę, szkołę, pocztę i… prąd. Do tego ostatniego podobno osobiście przekonuje Cyrankiewicza, a po trzech miesiącach od spotkania zapala się w Zalipiu pierwsza żarówka, podczas gdy okoliczne wsie muszą na to czekać kolejne dziesięć lat.
Curyłowa wstaje codziennie rano i oprowadza turystów po swoim domu. Żyje dla ludzi i kocha swoje życie, na które sama zapracowała. Otrzymuje dwa krzyże zasługi. Kiedy na świecie pojawia się jej wnuczka, Wanda, Felicja chce przekazać jej dzieło swojego życia. Umiera w 1974 roku. Czeka już na nią grób z malowanymi w kwiaty kafelkami, które niezauważona przez nikogo, przywiozła z Włocławka, gdzie malowała. Po jej śmierci domem opiekuje się rodzina. W drugiej połowie lat 70. sprzedaje zagrodę Cepelii (Centrala Przemysłu Ludowego i Artystycznego, czyli centralny związek spółdzielni rękodzieła), a później przechodzi pod opiekę Muzeum Okręgowego w Tarnowie.
Drogi czytelniku, nie byłeś jeszcze w Zalipiu? Tym lepiej, odkryjesz je dla siebie po raz pierwszy!
🌼 Pierwszy weekend po Bożym Ciele jest niezwykły dla mieszkańców Zalipia. Jury rozstrzyga konkurs na najpiękniej pomalowaną zagrodę. Warto tam wtedy być!
🌼 Ci, którzy do Zalipia nie mają po drodze lub byli tam już kilka razy i wierzą (ja nie!), że nic ciekawego już tam zobaczyć nie są w stanie, mogą odwiedzić restaurację „U Zalipianek”, przy ul. Szewskiej 24, która funkcjonuje przy rynku już od 40 lat. Swój wystrój, jak sama nazwa wskazuje, zawdzięcza malarkom z Zalipia.
Źródła:
T. Komornicka, „Zalipie”, 1980
K. Kobylarczyk, „W tym sęk!”, Kraków 2021, wyd. MIK
www.dommalarek.pl