Szlaki Sztuki

blog o sztuce

Xawery Dunikowski, największy dziwak i raptus Krakowa

Czas czytania: 6 minut

Wielki talent i charyzma w połączeniu z silną osobowością i gwałtownym charakterem, to mieszanka iście wybuchowa. Jeśli uważasz, że największym ekscentrykiem wśród artystów XX wieku był Salvador Dali czy Witkacy, poznaj sylwetkę Xawerego Dunikowskiego, a możesz zmienić zdanie 😉 Kraków nigdy nie mógł narzekać na brak oryginałów, ale takiego dziwaka jak ten słynny rzeźbiarz i profesor ASP, miasto dawno nie widziało.

Chociaż anegdotami związanymi z mistrzem Xawerym można obdzielić kilka osób, poniżej prezentujemy kilka ciekawostek, które przyczyniły się do stworzenia legendy bądź co bądź nie byle jakiego rzeźbiarza.

Sepleniący kurdupel z zamiłowaniem do zaczepek

Warszawa, 1904 rok. Dunikowski już jako uznany artysta przeprowadza się do Warszawy i rozpoczyna pracę wykładowcy na Akademii Sztuk Pięknych. W stolicy poznaje malarza Wacława Pawliszaka. Niestety już od początku znajomości panowie nijak nie potrafią się z sobą dogadać.

Wszystko zaczęło się od tego, że Dunikowskiemu wpadła w oko modelka Pawliszaka, która przy okazji była kochanką malarza. Takiej zniewagi dumny artysta nie mógł znieść, dlatego wypytywał warszawiaków, gdzie może spotkać kurdupla Dunikowskiego, bo chce go stłuc na kwaśne jabłko. Gdy tylko Dunikowski się o tym dowiedział, kupił pistolet i spacerował z nim, informując że „zasceli tego panicyka jak sceniaka”. Niestety słowa zmienił w czyn i jak tylko Pawliszak (również znany awanturnik) zbliżył się w restauracji Lijewskiego (przy Krakowskim Przedmieściu 8 w Warszawie) do stolika, przy którym siedział Dunikowski, ten bez namysłu wystrzelił. Malarz padł jak długi. Kula trafiła w prawy policzek Pawliszaka, wysadziła oko i utknąła w czaczce. Rzeźbiarz tłumaczył się potem, że spodziewał się ataku ze strony malarza i postanowił wyprzedzić jego krok. Od kary i oskarżeń o zabójstwo uratował Dunikowskiego talent. Władze stwierdziły, że strata jednego malarza jest wystarczająca dla polskiej kultury, żal byłoby zmarnować drugiego…

Dunikowski w swojej pracowni obok rzeźby Mikołaja Kopernika, 1937, fot. NAC/domena publiczna

Legia Cudzoziemska i kochanka z Maroka

1914 rok. Wybucha I wojna światowa, a Xawery Dunikowski przebywa w… Legii Cudzoziemskiej. Chociaż do końca nie wiadomo, co skłoniło rzeźbiarza do takiego wyboru, we francuskiej jednostce bojowej spędził pół roku. Podobno, w czasie 10-letniego pobytu w Paryżu miał romans z marokańską tancerką, a z inną nieślubne dziecko.

Wielki rzeźbiarz w stroju Adama

1922. Dunikowski wraca do Krakowa na stanowisko szefa katedry rzeźby w Akademii Sztuk Pięknych. Według wielu relacji, w swojej pracowni przy placu Matejki uwielbiał pracować w samym fartuchu, a niekiedy nawet bez niego 😮 Nie onieśmielały go nawet niezapowiedziane wizyty znajomych, przed którymi nie miał żadnych tajemnic 😉

Xawery Dunikowski w swojej pracowni, 1939, fot. NAC/domena publiczna

Celny rzut i butelka rozbita na głowie

O tym, że Dunikowski bywa niebezpieczny i lepiej z nim nie zadzierać, przekonał się nie tylko malarz Pawliszak. Bolesną okazję ku temu miał również Antoni Procajłowicz, profesor Akademii.

Panowie siedzą w Jamie Michalika, ostro piją i dyskutują. Co jakiś czas, niczym przecinek w zdaniu, słychać cienkie „drogi Xawery” dochodzące z ust Procajłowicza. Dunikowski za nic ma jednak przyjacielskie słowa malarza i kategorycznie zabrania mu zwracania się do siebie w ten sposób. Żąda bardziej oficjalnych zwrotów i zaznacza, że sformułowanie „panie Xawery” w pełni by mu odpowiadało. Niewrażliwy na upomnienia kolegi malarz nic sobie jednak ze słów Dunikowskiego nie robi. W pewnym momencie, po kolejnym słodkim „drogi Xawery” rzeźbiarz nie wytrzymuje, łapie butelkę wina i rozbija ją na głowie malarza. Jak łatwo się domyślić, z głowy Procajłowicza spływa czerwony strumyk, a finalnie trafia do szpitala. Ledwo malarz zdążył odpocząć po feralnym wieczorze, a już w sali zjawia się Dunikowski z przeprosinami, współczująco przypominając koledze, że sam jest sobie winien, wystarczyło tylko zwracać się do rzeźbiarza „panie Xawery”. Cóż, ostatecznie Procajłowicz mógł się cieszyć, że nie skończył jak Pawliszak.

Miłość do natury i prasowanie psa żelazkiem (!)

Uznany i zamożny artysta może pozwolić sobie na realizację najbardziej skrytych marzeń… Dunikowski tymczasem, od zawsze chciał mieć długie futro, koniecznie naturalne. Jak wymyślił, tak zrobił. Łaciate futro ze źrebaków, długie aż do ziemi, z komplecie z wysoką czapką uszatką, zamówił więc u kuśnierza. Z zadartym nosem i głową w chmurach spacerował później w tym oryginalnym (i nieco śmieszym) stroju ulicami Krakowa. Niestety, po pewnym czasie okazało się, że skóry na futro nie były najlepiej wyprawione i za malarzem jak ogon ciągnął się przykry zapach. Niezrażony malarz nawet nie zwrocił na niego uwagi. Co innego jednak bezpańskie psy, które wypatrywały go już z daleka i z wywieszonymi jęzorami snuły się za rzeźbiarzem.

Dunikowski miał też psa. Co prawda, gdyby artysta żył w dzisiejszych czasach, ten biały owczarek zbyt długo by z nim nie zabawił, bo organizacje chroniące praw zwierząt by na to nie pozwoliły…, ale wszystko po kolei. Artysta wprost przepadał za swoim zwierzakiem. Do dzisiaj nie wiadomo, czy dlatego że po prostu darzył sympatią zwierzęta, czy z tego powodu, że mógł z nim długo rozmawiać, a raczej prowadzić monologi 😉 Na starość, kiedy pies zaczął niedomagać, Dunikowski próbował ratować jego zdrowie, podgrzewając… żelazkiem! Uważał przy tym, że takie „zabiegi” mają regenerujący wpływ na zwierzę. Może gdyby zaprzątnął sobie głowę rozmową z weterynarzem, ten wyperswadowałby mu takie myśli, jednak Dunikowski był zdania, że lekarze (nie wspominając już o weterynarzach) na niczym się nie znają. Pewnego dnia, kiedy zjawił się w ASP bez swojego czworonożnego przyjaciela, zapytany przez kolegę, co się z nim stało, miał odpowiedzieć ze łzami w oczach „Zasceliłem go, zeby się nie męcył. Miał opazenie tseciego stopnia…”

Chociaż po niemal 60-ciu latach od śmierci Dunikowskiego, nadal krąży wokół niego wiele anegdot, trzeba przyznać, że zapisał się w historii sztuki – nie jako największy dziwak i raptus Krakowa, ale ceniony rzeźbiarz i wykładowca. Ten były więzień obozu koncentracyjnego w Auschwitz, gdzie przebywał cztery i pół roku i (co niektórzy wypominają mu do dzisiaj) Budowniczy Polski Ludowej, wykształcił kolejne pokolenia cenionych rzeźbiarzy, a dzieła jego dłuta nadal zdobią nasze miasta, na przykład:

Pomnik Józefa Dietla na placu Wszystkich Świętych w Krakowie, fot. Bogusław Świerzowski/krakow.pl
Pomnik Czynu Powstańczego wybudowany w 1955, fot. Błażej Duk/wikimedia.org
Kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa, rzeźby dłuta X. Dunikowskiego, ul. Kopernika 26, fot. Zygmunt Put/wikimedia.org

Dunikowski jest powszechnie znany ze swojej działalności rzeźbiarskiej, jednak nie wszyscy wiedzą, że był również znakomitym malarzem. Ba, malarstwo stawiał nawet na równi z rzeźbą! – Gdybym nie umiał malować, nie umiałbym też rzeźbić – mawiał.

Xawery Dunikowski | „Krzyk” z cyklu „Auschwitz” | 1950 | olej, płótno | Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego w Królikarni, Oddział Muzeum Narodowego w Warszawie
Xawery Dunikowski | „Rybacy” | 1948 | olej, płótno | Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego w Królikarni, Oddział Muzeum Narodowego w Warszawie
Xawery Dunikowski | „Człowiek w kosmosie” | około 1958 | olej, płótno | Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego w Królikarni, Oddział Muzeum Narodowego w Warszawie

Źródła:

Z. Leśnicki, Kraków, historie, anegdoty i plotki, wyd. WAM, 2015
M. Zientara, Więzień 774. Xawery Dunikowski w KL Auschwitz, Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, 2016
www.wikimedia.org

4 KOMENTARZE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dzierga słowa, wyszywa historie i haftuje opowieści. Zafascynowana historią 20-lecia międzywojennego, szczególnie kulturą i historią codzienności. Miłośniczka psów, zielonej herbaty i szydełkowania.
Szlaki Sztuki na Facebooku
Szlaki Sztuki na Instagramie
Tiktok